Po pierwsze: tytuł. Polski Valhalla: Mroczny wojownik ma się nijak do fabuły filmu - pasuje raczej do jakiegość kung-fu z J. Chanem walczącym ze smokami w chińskim średniowieczu. Angielski Valhalla Rising to nic innego jak Odrodzenie Valhalli i to już dużo mówi o czym jest ten film. Po drugie: Wierzenia. Valhalla to taki Raj znajdujący się w skandynawskim Niebie - Asgardzie - miejscu należącym do jednookiego Odyna - głównego boga. Po trzecie: Historia. Rok 1000 - chrześcijaństwo dociera do północnych granic Europy - chrystianizacja wypiera starych bogów i wierzenia.
No i teraz zaczyna się zabawa. Można sobie interpretować ten film na różne sposoby. Moja to taka, że: Odyn schodzi na ziemię aby dowiedzieć się co takiego zrobił ten nowy bóg, że ludzie odwrócili się od niego. Kiedy już wie kim był, jak żył i umarł Jezus postanawia pokazać że i on tak może. Pozwala się upokarzać i cierpi - jednak robi to mając ciągle miecz w dłoni - tak jakby mówił zobaczcie jestem niepokonanym wojownikiem ale żyję w łańcuchach dla was. Nie znajdując zrozumienia płynie do nowego Świata aby zacząć od nowa budować starą wiarę. Jednak znając siłę chrześcijaństwa postanawia zrobić to jak Jezus - składając się w ofierze.
Smutna historia odchodzącego w zapomnienie boga.
Co do reszty to: film jest niesamowicie klimatyczny, ujęcia przepiękne, charakteryzacja mistrzostwo - no i Mikelsen. 10/10
hmmm.. muszę powiedzieć że jestem zaskoczony taką interpretacją. Naprawdę podziwiam, jeśli sam to wymysliłeś/łaś
Wystarczy przeczytać recenzję KICI z 2010. Takie odkrycie...No chyba, że to ironia.
No fakt, przecież kto by nie znał "kici" - nawet paipeż i moje dziecko kojarzy jej recenzje.
Dzięki za rozjaśnienie tego i owego :) Hej, a co myślisz o scenie, w której wypijają "coś" i robią dziwne rzeczy? Co to było? Chyba nie wino? Wyraźnie im odbiło, jakieś grzyby czy co? Zachowywali się jak po białym z dodatkami.
wikingowie robili wywar z czerwonych muchomorów lub sromotnikowych. po zażyciu takiego czegoś nie odczuwali bólu i wpadali w szał/trans. zażywali takie coś przed walką by w trakcie niej, np w przypadku odcięcia kończyny, móc dalej walczyć a nie leżeć. Jednakże z tego co wiem to takie coś można było łyknąć parę razy, potem trup lub wariat. ale żyć to chyba nie żyli za długo więc co im tam.
Super, dzięki :) Coś gdzieś słyszałem, że ludy syberyjskie też lubili sobie walnąć po grzybku. Cóż, to chyba kiedyś był dość łatwy dostęp do psychodelików dla wielu ludów :D
Konkret napisane tylko muszę tu dodać małe naprostowania:
Po 1
Wojownicy nie walczyli mieczami. Atrybutem każdego wojownika jakiejkolwiek maści słowiańskiej był topór. Miecze należały do Rycerzy Boga/Watykanistów/wszelakich zakonów masońskich/ Krzyżowców itd. Obie strony były dla siebie wrogami. Nigdy żaden wojownik nie walczyłby cudzą bronią tak samo jak rycerz ( chyba, że byłby do tego przymuszon-ale to już inna bajka)- dla nich broń osobista to była rzecz święta. Złamanie tej zasady było haniebnym czynem. Broń, która była Twoja winna posiadać Twoją energię. Nigdy Jej nie życzali- jedynie broń mogła być przekazywana z ojca na syna jako dowód na ciągłość rodu i szacunku.
Żaden wojownik nie walczyłby u boku rycerza - stąd to co było przedstawione w filmie od razu nasuwa iż jest to alegoria (opisana przez Ciebie jest nawet trafiona).
Po 2
Motyw ofiary nie jest związany tylko z chrześcijaństwem. Ofiary były składane odkąd istnieje ludzkość. Składanie ofiary związane jest z prawami natury, w szczególności z 5 prawem rytmu i 4 prawem biegunowości. To bardzo ciężki temat, więc ciekawskich odsyłam do źródła.
Nie rozmawiam z fejkowymi kontami. Cmentarniaki, którzy je stosują nie mają wiedzy. Na ogół to niedorozwojki w wąskiej agenturalnej dziedzinie lub opłacane "ŁACHUDRY".